Herb miasta
Murowana Goślina - miasto i gmina
MENU
O gminie > Współpraca > Ochotnica Dolna >
Strona główna 
Nowości
w serwisie
Aktualności
O gminie
Urząd Gminy
Rada Miejska
-- Komisje
Sołectwa
Współpraca
-- Ochotnica
-- Hemmingen
-- Pozostałe
-- Komitet
Mapy
-- Położenie
-- Plan miasta
-- Centrum
-- Gmina
-- Dawny herb
-- Regulamin
Adresy, telefony 
Historia
Kultura
Sport
Turystyka
Komunikacja
Galeria
Linki
Twoja opinia
Księga gości
Mapa stron
Kontakt
"Obywatel"

 

Wyjazd do Ochotnicy oraz spotkanie z Papieżem

    "Ładowanie akumulatorów" - można było usłyszeć wśród uczestników czterodniowego wyjazdu na południe Polski w dniach 15-18 sierpnia 2002 r.
    Celem wyprawy była wizyta u przyjaciół w Ochotnicy, a także uczestnictwo we mszy św. na błoniach krakowskich, celebrowanej przez Ojca Świętego. W wyjeździe wzięła udział ponad pięćdziesięcioosobowa grupa mieszkańców naszej gminy, wśród których dominowały rodziny goszczące Ochotniczan, podczas ich pobytu u nas.
    Po całonocnej podróży głównym punktem pierwszego dnia pobytu było uczestnictwo we mszy św. z procesją. Wyjątkowa, świąteczna oprawa tego misterium zawsze skłania do zadumy i przemyśleń. Tu w górach, w konfrontacji z głębokim i poważnym podejściem górali, ze specyficzną muzyką i strojami ludowymi dostarczyła także wielu wzruszeń - w inny sposób niedostępnych nam ceprom z nizin.
    Pozostała część dnia należała do rodzin. Trzeba było porządnie wypocząć, albowiem już nazajutrz czekało nas podejście na Turbacz - najwyższy szczyt w okolicy.
    Roli przewodnika podjął się p. Jan Szlaga - wicewójt gminy Ochotnica. Droga na Turbacz przez Kiciorę zajęła grupie 3,5 godziny. Cały czas pod górę! Momentami niesamowicie stromą. Jednak katorgę fizyczną zrekompensowało to jedyne w swoim rodzaju przeżycie - obcowanie z ponadczasowym pięknem: ogromem przyrody, wobec której człowiek nabiera pokory i dystansu do siebie. Droga powrotna prywatnym szlakiem p. Jasia to już pestka. Tylko 2,5 godziny z górki. O dziwo, wieczorem jeszcze niektórym starczyło sił na zorganizowanie ogniska, przy którym dzielono się między innymi wrażeniami ze wspinaczki.
    Sobota to wypad na zaporę w Czorsztynie i na Słowację, by poczynić podręczne zakupy. Niektórzy jeszcze czuli w nogach trudy wspinaczki, toteż potraktowano ten dzień bardziej wypoczynkowo. Tym bardziej, że o godz. 2 w nocy wyjazd do Krakowa.


    Tam zaś tłumy. Morze ludzi zmierzających w kierunku tego najważniejszego miejsca. Miasto oznakowane prawidłowo pod warunkiem, że wjedzie się od odpowiedniej strony. Tego jednak dowiedzieliśmy się dopiero po dwóch godzinach od Policjantów, którzy przypadkowo byli z Poznania. A myśmy nie wjechali od strony Poznania, więc z konieczności zwiedziliśmy Kraków nocą. Wreszcie parking i 4,5 kilometrowa wędrówka na Błonia w gęstniejącym tłumie ludzi. Na wejściu jesteśmy o 600. Po chwili wschodzi słońce, kapłan intonuje "kiedy ranne..." i zaczyna się niepowtarzalne misterium. Już samo pełne skupienia oczekiwanie przyjazdu Ojca Świętego zjednoczyło dwa i pół milionowy tłum w jedną wspólnotę.
    Wreszcie widać na telebimach jadący ulicami Krakowa "Papamobile" i wkrótce przejeżdża między sektorami, kierując się w stronę ołtarza. Zatrzymuje się jeszcze do wspólnego zdjęcia, chwila przygotowania w zakrystii i oto o godz. 1000 rozpoczyna się najliczniejsza bodajże w historii Msza św. Samą mszę św. Czytelnicy mogli śledzić zapewne o wiele dokładniej od nas dzięki transmisji telewizyjnej, podczas gdy my mieliśmy możliwość zobaczyć Papieża tylko przez lornetkę lub na telebimie. Nic jednak nie odda tej specyficznej atmosfery skupienia i zaangażowania, tego uczucia wspólnoty i członkostwa w jednej wielkiej rodzinie.
    Zarówno msza św., jak i homilia Jana Pawła II przeżywana tam na miejscu, na bieżąco, przy spontanicznych reakcjach wiernych - jest czymś niepowtarzalnym, czego nie da się z niczym porównać, ani zapomnieć.
    Wreszcie kapłani z komunikantami rozeszli się po sektorach, jeszcze błogosławieństwo i pieśń, która splata dłonie jednocześnie dwu i pół milionom ludzi. Podniosły nastrój przeradza się we wspólną radość, rozmowę z dawno niewidzianym przyjacielem, ojcem i przewodnikiem. Wszyscy próbują dać wyraz swym uczuciom. Papież daje się wciągnąć w wymianę zdań, wspominki, wspólne śpiewanie.
    Mimo kilkunastu godzin skwaru i trudnych warunków na Błoniach, ciężko się rozstać, pogodzić się z tym, że to wyjątkowe przeżycie nie może trwać wiecznie. Po odjeździe Ojca Świętego rozchodzimy się powoli. W sektorze obok - zaskoczenie premier Jerzy Buzek z rodziną. Tu w środku tłumu, nie w uprzywilejowanych sektorach, czy jak to niedawno miało miejsce - w pierwszych rzędach.
    Znów tłumna wędrówka 4,5 km do parkingu naszego autokaru. I dwie godziny przymusowego odpoczynku. W końcu, kiedy się wszyscy poodnajdywali, ruszamy w drogę do domu, gdzie dotarliśmy w poniedziałek nad ranem. Fakt. Fizycznie wykończeni, ale duchowo naładowani jak nigdy.

    PS: Zainteresowanych płytą CD ze zdjęciami (ok. 450 szt.) z wyjazdu - proszę o kontakt z redakcją "Obywatela" - obywatel@sol.put.poznan.pl albo tel. (0-prefix-61) 811-23-51 po 20.

Marek Derbich

Źródło: "Obywatel" nr 176

« powrót


 
Góra strony